- Skoro nie zamierza pan ofiarować kobiecie miłości, musi pan przynajmniej wykazać
się dobrymi manierami. Damy zwykle tego oczekują. - Wróćmy do mojego pytania... - Nie, milordzie. - Zapłoniła się. - Nie wierzę, żeby pan znalazł kobietę, jakiej pan szuka. Spodziewał się takiej odpowiedzi, ale mimo wszystko poczuł się lekko urażony i poirytowany. - W takim razie ja też muszę skorzystać z pani nauk. - Przepraszam... - Lord Kilcairn? Cóż za miłe spotkanie! Piękny dzień, prawda? - Dzień dobry - powiedział Lucien, kiedy powóz zrównał się z nimi. - Znacie już, panie, guwernantkę mojej kuzynki, pannę Gallant? Panno Gallant, to lady Howard i lady Alice Howard. Alexandra dygnęła z wdziękiem. - Miło mi panie poznać, lady Howard, lady Alice. - Panno Gallant. - Kobieta zmierzyła ją wzrokiem od stóp do głów, po czym spojrzała na hrabiego. - Lord Howard i ja wydajemy w czwartek małe przyjęcie. Będę zachwycona, jeśli pan, pana ciotka, kuzynka... i oczywiście jej dama do towarzystwa, zaszczycicie nas swoją obecnością. Było za wcześnie na wprowadzenie Rose do towarzystwa, ale z drugiej strony Howardowie zajmowali dość niską pozycję w arystokratycznych kręgach, więc dziewczynie raczej nie groziło zblamowanie się wobec najlepszych kawalerów do wzięcia. - Chętnie przyjdziemy. Dziękuję za zaproszenie, milady. Kiedy powóz ruszył z turkotem, Lucien przyspieszył kroku. - Lepiej uciekajmy, zanim dostaniemy kolejne zaproszenie. - Panna Delacroix jeszcze nie jest gotowa do debiutu - stwierdziła Alexandra gniewnym tonem. - Wiem, ale Howardowie i ich znajomi są dość wyrozumiali. Proszę ją nauczyć podstawowych zasad obowiązujących na wieczornych przyjęciach. - Nie będę pracować w takich warunkach. Zwolnił. - W jakich? Znowu się zaczerwieniła. - Musi pan przestać mówić niestosowne rzeczy. - Jakie rzeczy? - Dobrze pan wie. Niegodne dżentelmena. Lucien się uśmiechnął. - Dlatego musi mi pani udzielić odpowiednich nauk, poświęcić sporo czasu i uwagi. - Nie! - Owszem. Właśnie podniosłem pani pensję do dwudziestu pięciu funtów miesięcznie za dodatkowe obowiązki. I dodałem pewną sumkę na nowe stroje. Panna Gallant chciała ostro zaprotestować, ale w ostatniej chwili się rozmyśliła. Zacisnęła usta. Lucien ukrył uśmiech. Ach, zwycięstwo. - Ale nie będę odpowiedzialna za pański sukces lub porażkę. - W porządku. Coś jeszcze? Zerknęła na niego z dziwną miną, taką samą jak wtedy, gdy wybawił ją od towarzystwa ciotki Fiony. Natychmiast obudziła się w nim ciekawość, ale panna Gallant nic nie odpowiedziała. - Biorę pani milczenie za entuzjastyczną zgodę. - Powinien być pan milszy dla swojej ciotki i kuzynki - stwierdziła cichym głosem. - Straciły męża i ojca. - To moja pierwsza lekcja? - Jak pan uważa. - Proszę ich nie żałować - rzucił swoim zwykłym ironicznym tonem. - Jako moje jedyne krewne będą w przyszłości bardzo bogate. Ich potomkowie również.