- Tata sobie nie radził. Zostawił mnie u wujostwa.
U rodziców Sophie. - A więc wychowywałyście się razem? - Tak - mruknęła Carrie. Tym razem nie zdołała zatrzymać łez, które zakręciły się w oczach, więc spuściła głowę, żeby Nikos ich nie zauważył. - Kochałyśmy się jak rodzone siostry. - Więc właściwie całą rodzinę straciłaś w tamtym wypadku - podsumował Nikos takim tonem, że Carrie po prostu nie mogła na niego nie popatrzeć. A potem nie mogła od niego oderwać wzroku, mimo że już zauważył łzy w jej oczach. Danny zapiszczał, czar prysnął. Carrie pochyliła się nad malcem, poczuła, jak ogromnie, wręcz rozpaczliwie go kocha. Za nic na świecie nie pozwoli Nikosowi odebrać sobie Danny'ego. Pokochała to dziecko od pierwszego wejrzenia, a potem z każdym dniem jej uczucie rosło i potężniało. Zwłaszcza przez ostatnie pół roku, odkąd została jedyną opiekunką Danny'ego. Nikt nie wierzył, że uda jej się pogodzić obowiązki matki i ojca, a prócz tego jeszcze pracować. I właściwie nikt nigdy w niczym jej nie pomógł. Czasem nawet miała takie wrażenie, jakby wszyscy znajomi tylko czekali, kiedy się Carrie załamie. Koleżanki z miasteczka, w którym się wychowała, radziły, żeby wróciła do domu, gdzie byli życzliwi R S ludzie, którzy w razie potrzeby mogliby jej udzielić wsparcia. Zarzucano jej nawet brak odpowiedzialności, bo przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie podjąłby się samotnego wychowania dziecka w dużym mieście i to bez żadnej pomocy. Ale Carrie za ciężko pracowała na to, by się wyrwać z miasteczka, żeby bez ważnego powodu tam powrócić. Właściwie dopiero w Londynie odżyła. Cieszył ją nowy styl życia, cieszyły sukcesy zawodowe i doskonała opinia, dzięki której miała coraz więcej oddanych klientów. Nowi znajomi Carrie nie mieli pojęcia o jej niewesołym dzieciństwie i to także bardzo jej odpowiadało. Tyle że nie znając przeszłości, nie byli w stanie zrozumieć, dlaczego tak się uparła, by osobiście roztoczyć opiekę nad osieroconym maleństwem, które łączyło z nią bardzo dalekie pokrewieństwo. Danny wyglądał teraz troszkę lepiej. Wprawdzie nadal miał czerwoną buzię i był spocony, ale zdawało się, że nic poza tym mu nie dolega. Carrie musiała przyznać, choćby tylko przed sobą, że podróż samochodem to o wiele wygodniejszy sposób przemieszczania się po Londynie niż trzęsienie się w zatłoczonym autobusie. Zwłaszcza dla marudzącego niemowlęcia. Zastanawiało ją tylko, czemu w samochodzie zainstalowano niemowlęcy fotelik. Zrobiło jej się przykro na myśl, że Nikos Kristallis ma żonę i gromadkę