tylnych drzwiach , ale nie odpowiedziałaś, więc przyszedłem cię
poszukać. – Na moim łóżku jest martwy nietoperz – powiedziała, wskazując kierunek rakietą. – Widzę. Uroczy prezent. – Nietoperze nie umierają same na łóżku. To było oczywiste, więc Sebastian nic nie powiedział. – To narzuta Daisy – ciągnęła Lucy. – Znalazłam ją w kufrze na strychu. – Pamiętam ją – rzekł cicho, nie spuszczając z niej uważnego wzroku. Oddech Lucy powoli się uspokajał, ale nogi nadal pod nią drżały. Uświadomiła sobie, jak wygląda. Stała tu w szlafroku, z mokrymi włosami, boso, ze skórą pokrytą białymi plamami pudru. Sebastian wziął od niej rakietę. Ich dłonie zetknęły się na moment – i to wystarczyło. Przytuliła się do niego całym ciałem. W szlafroku czuła się niemal naga. Sebastian pocałował ją mocno. Tak wiele czasu już minęło. Tak wiele, wiele czasu. Straciła poczucie rzeczywistości. W następnej chwili odkryła, że stoi pośrodku dywanu, a Sebastian wygląda przez okno. Tak po prostu. Błyskawicznie doszła do siebie. Wszystko przez tego nietoperza. Przez niego straciła panowanie nad sobą. – Nawet nie będę się zastanawiać, o co tu chodzi – mruknęła. – Dla mnie to całkiem oczywiste – spokojnie odrzekł Sebastian, przymrużając oczy. – Samotna wdowa znajduje w swoim łóżku nietoperza i w chwilę później rzuca się w ramiona mężczyzny, który przybywa jej na ratunek, co? Chyba to nie tak wyglądało. Sebastian wziął do ręki rakietę. – Do tego trzeba dwóch osób. – Do czego? Do tenisa czy do wyrzucenia martwego nietoperza... – Lucy. A więc chodziło mu o pocałunek. Do tego rzeczywiście potrzeba było dwóch osób. On jej do niczego nie zmuszał. Ona jego też nie. Skrzywiła się, wciąż czując smak jego ust. – Jeszcze nie mogę pozbierać myśli. Zostaw tego nietoperza, wyrzucę go później. – Zabiorę go ze sobą. A więc wychodził. Bogu dzięki! – Nie będziesz się bała zostać sama? Potrząsnęła głową. – Ktokolwiek go tu zostawił, zrobił głupi dowcip, ale nie próbuje skrzywdzić mnie ani dzieci. – Może tylko na razie. – Niczego nie zauważyłeś? Tym razem to on potrząsnął głową. Jeśli nawet był na siebie zirytowany o to, że przez dwa dni nie udało mu się wyśledzić prześladowcy, to nie okazał tego po sobie. Lucy znów popatrzyła na nietoperza. – To okropna bezczelność, nie sądzisz? – Owszem – rzekł w zamyśleniu. – Ale trzeba też przyznać, że twój przyjaciel nie zdaje się na przypadek. – To znaczy, że planuje wszystko wcześniej i wie, kiedy wychodzę