Nagie do jadalni wpadła Kelly. Laura zatrzymała się.
- Czy rozmawiasz z moim tatusiem? Czy on tu jest? Czy mogę go zobaczyć? Gdzie on jest? Pobiegła do kuchni, lecz gdy Laura zajrzała tam za nią, od razu wyczuła, że Richard zniknął. - Tak, myszko, to był on. Kelly podniosła na nią swoje wielkie, pełne rozpaczy oczy. Tuliła do siebie kociaka. - Czy on nie chce się ze mną spotkać? Usta wykrzywiły się jej w podkówkę, a w niebieskich oczach błysnęły łzy. Serce Laury szarpnęło się boleśnie. Nie go licho porwie! Jak może robić coś takiego własnej córce. -Chce, myszko, chce. Tylko nie może. Jeszcze nie teraz. -A kiedy? W tych dwóch krótkich słowach było tyle smutku, że Laurę zaczęły palić łzy pod powiekami. - Niedługo - wyszeptała, choć nie była pewna, czy Richard Blackthorne kiedykolwiek wychynie ze swojej kryjówki, żeby spotkać się z tą małą księżniczką. ROZDZIAŁ SZÓSTY Richard usłyszał warkot ciężarówki, a potem dzwonek do drzwi. Ciekawe, dlaczego dostawca nie zostawił zakupów na schodach. Po chwili zrozumiał. Laura! Miasteczko musi huczeć od plotek o piękności, która zamieszkuje w zamku bestii. Właściwie to dziwne, że dotąd przyszli tu tylko trzej ludzie. Nie miał wątpliwości, że Laura Cambridge nigdy nie cierpiała na brak admiratorów. Właśnie na to się ostatnio uskarżała. Że mężczyzn interesuje tylko jej wygląd. Nawet tego, którego kochała. To dlatego rzuciła pracę w ambasadzie. Z powodu mężczyzny, który ją oszukał. Okłamał. Zdaniem Richarda, ten gość był kompletnym idiotą, niewartym kobiety takiej jak Laura Cambridge. Była ciepła i szczodra. Zasługiwała na mężczyznę, który ją doceni. Richard dostrzegł w jej pięknych, zielonych oczach złość, która nie zniknęła do dziś. Ile czasu minęło? Kim on był? Richard chciałby teraz dać mu w zęby. Wyjrzał do ogrodu i zobaczył Laurę przy ogrodowym stole. Rysowała coś w dziecięcym bloku, pilnując jednocześnie jego córki, która bawiła się na drewnianej huśtawce. Gdy podszedł do niej dostawca, odłożyła rysunek, podpisała odbiór paczki, a potem poprosiła go, żeby zostawił ją na schodkach tylnej werandy. Lecz facet nie odchodził. Miał nawet czelność usiąść koło niej. Zbyt blisko. Richard zazgrzytał zębami. Laura zaśmiała się z czegoś, co powiedział dostarczyciel i poczęstowała przybysza kawą z termosu. Pojawił się Dewey. Richard miał nadzieję, że nachmurzona mina przyjaciela wystarczy, by młody mężczyzna wziął nogi za pas. Ale nic z tego. Laura nalała Deweyowi kawy. Staruszek wypił ją duszkiem i posłał dostawcy znaczące spojrzenie, lecz ten ani drgnął. Był to przystojny facet, co najmniej kilka lat młodszy od Laury. Richard miał ochotę otworzyć okno i wrzasnąć, żeby się wynosił, żeby... wracał do swojej rodziny. Był zazdrosny. Zazdrosny jak wszyscy diabli. Odsunął się od okna i ukrył twarz w dłoniach. Doskonale się odkrył!