- Jedź do hotelu - zignorował jego pytanie Diaz. - Nie próbuj
rozmawiać z żoną, jesteś teraz za bardzo podniecony. Mógłbyś ją wystraszyć i mimowolnie skłonić do ucieczki. A jeśli ona ucieknie, ja będę musiał ją ścigać. Rip miał już okazję zobaczyć, co dzieje się z ludźmi ściganymi przez Diaza. Wzdrygnął się na samą myśl. Diaz nie spojrzał już na niego. Pomógł Milli usadowić się na fotelu pasażera jej samochodu, po czym sam zasiadł za kółkiem i odjechał. Kosper wsiadł ciężko do auta. Siedział przez chwilę w milczeniu, rozważając możliwe scenariusze; żaden z nich nie był przyjemny. Pomyślał o Susannie. Potem oparł głowę na kierownicy, a z jego gardła wyrwał się głośny, rozpaczliwy szloch. * ** W głowie Milli szalał sztorm sprzecznych emocji. Była tam ulga i żal, uczucie triumfu i głębokiego smutku, wstyd i gorzka satysfakcja. Odchyliła głowę do tyłu, patrząc na feerię ulicznych świateł. Zegar na desce rozdzielczej twierdził, że jest dopiero dwudziesta trzecia, Milli zdawało się, że zaraz będzie świtać. an43 355 Dziś zobaczyła na własne oczy to, co dotychczas jedynie przeczuwała już od chwili, gdy Diaz powalił ją na ziemię i zagroził złamaniem karku. Brutalność, do której zdolny był ten człowiek, dosłownie porażała, a jednak Milla nie bała się. Diaz wykorzystywał ciemną stronę swojej natury jako broń przeciwko wrogom: wykolejeńcom, ludzkim śmieciom, mętom, które świadomie ignorowały prawa rządzące społeczeństwem i w ten sposób przyspieszały własną zagładę. Diaz wygrywał z nimi, bo świadomie stał się od nich brutalniejszy, jeszcze bardziej bezwzględny Nigdy nie obracał tej siły przeciwko tym, których postrzegał jako niewinnych. Nigdy. Milla czuła się z nim bezpieczniej niż na obsadzonym pełną załogą posterunku policji. - Dziękuję - powiedziała. - Za co? - Za pomoc. Sama nie zdołałaby tego zrobić. Ale kiedy Pavon zaczął bluzgać jadem, Diaz po prostu położył swoją dłoń na dłoni Milli i pomógł jej pociągnąć za spust. Dodał siły, odwagi i pewności. Zrobili to razem. Z jednej strony Milla wstydziła się, że nie potrafiła skończyć tego sama, z drugiej - czuła ulgę, że nie musiała polegać wyłącznie na własnej determinacji. - Zrobiłabyś to - powiedział Diaz z zimną pewnością w głosie. - Ja... po prostu nie chciałem, żebyś wysłuchiwała tego steku bredni, które śmieć z siebie wyrzucał. an43 356 - Myślisz, że kłamał? - spytała, mrużąc oczy. Słowa Pavona bezlitośnie zmroziły jej serce. - On nie miał pojęcia, co działo się dalej ze sprzedanymi dziećmi. Mówił to tylko po to, żeby cię zranić. Udało mu się. Aż za dobrze. Przyjechali do domu Milli. Drzwi garażowe powędrowały w