- Nie.
W oczach Santosa nie było ani usprawiedliwiania się, ani potępienia, ani gniewu. Przypominał jej teraz chłopca, którego znała kiedyś. - Powiedziałaś wcześniej, że nie chcę cię wysłuchać. Że nie wierzę ci, bo zaślepia mnie złość i poczucie krzywdy - mówił, szukając jej wzroku. - Teraz cię wysłucham. - Zawahał się, usiłując starannie dobierać słowa. - Powiedz, dlaczego kochałaś Lily? Naprawdę chciałbym wiedzieć, dlaczego. Zaniemówiła z wrażenia i dopiero po chwili udało się jej odzyskać głos. - Ponieważ ona mnie kochała. Potrzebowała mnie. - Spojrzała mu w oczy. - Potrafisz to zrozumieć? Skinął głową. - Gdy dałeś mi Lily, a z nią część mojej przeszłości, miałam wrażenie, że przywracasz mi cząstkę mnie samej. Cząstkę, której istnienia nie podejrzewałam. Z chwilą, kiedy po raz pierwszy ujrzałam swoją babkę, poczułam, jak bardzo jesteśmy ze sobą związane. A kiedy zobaczyłam dom, poczułam, że to moje miejsce. - Może tylko chcesz tak czuć. Pokręciła głową. - Nie, to uczucie było zbyt silne, pojawiło się zbyt nagle. - Wzruszyła ramionami. - Kiedy ją poznałam, poczułam się w jakiś sposób... spełniona, jakby pojednana ze sobą. Nie wiem dlaczego, ale tak właśnie jest. Bezwiednie, jak się Glorii zdawało, zaczął wodzić palcami po jej udzie. Nie zwróciła mu uwagi, nie chciała, żeby przestał. - To, że byłaś z nią do końca, było dla niej bardzo ważne. Odeszła szczęśliwa i to ty dałaś jej szczęście. W głosie Santosa usłyszała podejrzanie bolesny ton. - Nie, Santos, ty byłeś jej szczęściem. Uniosła się i dotknęła jego policzka, po czym położyła na nim całą dłoń. Przesunęła palcem wskazującym po silnie wystającej kości policzkowej, z pewnym zdumieniem uświadamiając sobie, jak żywe nadal są w jej pamięci wspomnienia sprzed lat. Opuściła dłoń z ociąganiem. - Miałeś rację. Nie można porównywać szesnastu dni do szesnastu lat. Dałeś jej znacznie więcej niż ja. - Byłem wściekły, kiedy to mówiłem. - Wiem - uśmiechnęła się. Jego błądzące po jej udzie palce przesunęły się wyżej. Zrobiła się wilgotna i ciepła. Zapragnęła go ponownie, mocno, aż do bólu, ale tym razem nie chodziło już tylko o seks. Pragnęła ciepła, wspólnoty i miłości. Na wpół podniecona, na wpół spłoszona, stłumiła jęk. Usiadła i sięgnęła po sukienkę. Popatrzył na nią. - Co się stało? - Nic. - Policzki paliły ją ze wstydu. - Przed chwilą... po prostu... nic takiego. - A jednak. - Ujął ją pod brodę i przybliżył do swojej twarzy. - Po tym, co między nami zaszło, nie powinnaś przejmować się tym, co myślę. Policzki piekły ją niemiłosiernie. - W porządku. Mogę cię o coś zapytać? - Pytaj, chociaż nie obiecuję, że odpowiem. - Możemy spróbować jeszcze raz? - Zrobiła niespokojny gest. - Jeszcze raz, od początku? - Co jeszcze raz? - Zmarszczył brwi. -No, wiesz... - Czuła się idiotycznie. - Zresztą, nie ma o czym mówić. - Wciągnęła sukienkę przez głowę i przeczesała włosy palcami. - Chyba powinnam już iść. W hotelu na mnie czekają. Chwycił ją za rękę i szarpnął. Zatoczyła się na niego i popatrzyła zdziwiona w jego oczy. - Miałaś na myśli... to? Pocałował ją namiętnie, zagarniając jej usta już bez gniewu. Kiedy zaś uniósł głowę, z trudem wykrztusiła jedno słowo: - Tak. Santos wpatrywał się w nią z gorzkim uśmiechem. - Nie da się cofnąć czasu, Glorio. Bardzo bym chciał, ale to niemożliwe. Nie widzę przed nami żadnej przyszłości. - Wiem - odrzekła cicho, chociaż poczuła się podle. - Przeszłość jest nie do odzyskania, wspólna przyszłość nie istnieje. Ale nie chciałabym, żeby tak się skończyło nasze spotkanie. Przytul mnie. Ty przecież też tego chcesz. Objął ją, przygarnął do siebie, głaskał i całował. Zdjął z niej sukienkę, pieścił każdy centymetr jej ciała, każde wgłębienie i wypukłość. Przeszłość, smutne wspomnienia, oczekiwania co do przyszłości - wszystko to na ten czas zniknęło. Byli tylko oni - Santos i Gloria, ciało, dotyk, rozkosz i spełnienie. Gdy leżała później na plecach, wpatrując się w sufit, pomyślała ze smutkiem, że jednak nie jest im tak jak przed laty. Kiedyś właśnie miłość przynosiła im zaspokojenie. Nie seks. Tym razem po akcie pozostała pustka. Smutne i bolesne. Zacisnęła powieki. Dlaczego to zrobiła? Dlaczego pozwoliła sobie na taką popędliwość? Zdawało się, że ostatni raz takie szalone pomysły miała dziesięć lat temu... Dziesięć lat temu. W przeddzień śmierci ojca. Poczuła nagle wyrzuty sumienia. W oczach stanęły jej łzy. Tak nisko upadła. Zbezcześciła pamięć ojca, ale nie dlatego, że była z Santosem, lecz dlatego że postąpiła nieobliczalnie, dała się ponieść emocjom. Wyciągnęła rękę po leżącą obok sukienkę. Dobry Jezu, nawet się nie zabezpieczyli! Aż tak z nią źle? Niechciane wspomnienia dławiły gardło - słodycz ich pierwszej wspólnej nocy, tamte pragnienia, oczekiwania wobec przyszłości. Tak bardzo go wtedy kochała. Nie wyobrażała sobie życia bez niego, nie mówiła o niczym innym, tylko o nich dwojgu. Była młodziutka, samowolna i uparta, niczego się nie bala, o nic nie musiała się martwić. I za swoją lekkomyślność zapłaciła straszną cenę. Westchnęła. Santos drgnął i poczuła na sobie jego wzrok. - Coś nie tak? - spytał. - Co masz na myśli? - Westchnęłaś. Co mogła mu odpowiedzieć? Ze wolałaby być wszędzie, tylko nie tutaj? - Było wspaniale, Santos - stwierdziła krótko. - Nie martw się o swoją reputację. - Dlaczego miałbym się martwić? - Typowe. Ty niczym się nie martwisz.